sobota, października 29

Paranormal Activity 3

O fenomenie czy kiczowatości "Paranormal Activity" nie muszę się wypowiadać. Jeżeli polubiłeś pierwszą i drugą część serii o "opętanych" siostrzyczkach, to prawdopodobnie i trzeci ci się spodoba. Jeśli zaś nie przypadły ci do gustu wcześniejsze produkcje, to i tutaj nie znajdziesz pocieszenia. Dość proste, ale może przejdźmy do rzeczy.


W jedynczce mieliśmy przygody Katie z demonem, w dwójce przenieśliśmy się do domu siostry wspomnianej, Kristy, a część trzecia pokazuje nam jak to wszystko się zaczęło. Przynajmniej miała pokazać.

Reżyserią filmu zajął się duet składający się z Henriego Joosta i Ariela Shulmana. Panowie jednak nie maczali paluszków w poprzednich częściach. Czy pracę wykonali dobrą? Gdyby nie ostatnie 30 minut filmu powiedziałabym, że nie. Muszę przyznać, że końcówka nadrabia cały nędzny, nudny i kiepski we wszystkich możliwych kategoriach początek. Najpierw widzimy sielankę rodzinną, która z czasem przekształca się w koszmar. Ale czy nie można by tego całego przekształcania trochę przyspieszyć? Przyznam szczerze, że co 15 minut zatrzymywałam film szukając innego zajęcia, bo szkoda byłoby tak zmarnowanego czasu. Poza tym mam wrażenie, że reżyserom dwóch pierwszych części jakoś sprawniej to szło.
O muzyce czy obsadzie za dużo nie powiem. Muzyki nie było wcale, skupiono się jedynie na dźwiękach. Małe rólki z dość dobrymi zdolnościami aktorskimi. Szczególne brawa dla małych aktoreczek, które świetnie poradziły sobie w takim filmie.

Jej, ale dzisiaj krótko będzie. No to może trochę tutaj się rozpiszę. Sposób prezentowania wydarzeń wykorzystany w takim "Paranormal Activity" czy "Blair Witch Project" jak najbardziej do mnie przemawia. Nawet mnie trochę zachęca, bo elementy zaskoczenia wypadają w tym przypadku trochę lepiej niż podczas standardowego obrazu. Dlatego to uznaje za wielki plus produkcji. Właściwie wielki i jedyny. Po pierwsze, producenci na siłę próbują wmówić widzom, że WSZYSTKO JEST NA FAKTACH jednocześnie pokazując zachowania, które nie pasują do normalnego człowieka. Przeciętną rodzinę nawiedza demon (demony?). Chyba nie taką przeciętną, raczej jakiś herosów, którzy w obliczu trzaskających drzwi, rozrzucanych mebli czy lewitujących dziewczynek zakładają kamery i idą pokornie spać. Gdyby coś takiego zamieszkało w moim kwadracie, prawdopodobnie straciłabym fortunę na modlitewniki, różańce i tabletki nasenne. Po czym i tak skończyła na stryczku, bo psychicznie nie dawałabym rady.

Kolejna sprawa to schrzanienie początku pod względem wykrycia ducha. Koleś patrzy w miejsce spadającego kurzu czy innej cholery, widzi coś (ja się niczego dopatrzyć nie mogłam, a kilka rady powtarzałam) i jest pewien, że w domu coś siedzi oprócz wesolutkiej rodzinki. Jeżeli każde przyrównanie cienia, obiektu do twarzy, postaci świadczyłoby o opętaniu, to w mojej małej klitce byłoby zajebiste przeludnienie. Jednak co mnie najbardziej zdenerwowało to fakt, że oczekiwałam dowiedzieć się "jak to się zaczęło" po tym filmie. Zamiast tego otrzymałam całe mnóstwo pytań bez nawet najmniej racjonalnych odpowiedzi. Chcecie się uśmiać? Dzięki tym wszystkim wiernym fanom "Paranormal Activity" producenci stali się tak łasi na pieniądze, że postanowili zainwestować w czwartą część. Prace jeszcze się nie rozpoczęły, ale chodzą pogłoski, że doczekamy się kontynuacji już w przyszłym roku. Mam nadzieje, że jednak nic takiego nie powstanie i nie będę skazana znowu na prawie godzinne wyczekiwanie na przyjście epickiej końcówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz