piątek, października 28

Imagine that / Wyobraź sobie

Dzisiejsza produkcja to powstałe w 2009 roku "Imagine that", po której obejrzeniu nabrałam cholerną ochotę wrócenia do czasów dzieciństwa. Odrobina fantastyki, trochę dramatu oraz spora dawka humoru z Eddiem Murphym w obsadzie.


"Imagine that" to urocza produkcja opowiadająca o zapracowanym ojcu i jego małej córeczce. Ich relacje są w naprawdę kiepskim stanie, aż do czasu, gdy dziewczynka "pokazuje" swojemu tacie królestwo zamieszkałe przez trzy księżniczki będące złotym środkiem na sukces w tatusiowych interesach.

Na początek kilka rzeczowych faktów, a przemyślenia zostawię sobie na blady koniec. Pracą nad filmem zajął się pan Karey Kirkpatrick (czemu to nazwisko wydaje mi się takie znajome?), który znany jest głównie z filmów dla dzieci (i nie tylko, bo stare barany jak ja też je oglądają, ot co), takich jak "Uciekające kurczaki", "Autostopem przez galaktykę", "Pajęczyna Charlotty" czy "Kroniki Spiderwick". Powiedziałabym same kultowe produkcje. W przypadku "Wyobraź sobie" odwalił kawał dobrej roboty. Żadnych nudnych momentów, w których rozglądamy się wokół czy by czegoś nie chwycić i jakoś je przetrwać.
Soundtrack do "Imagine that" to jeden z tych znakomitych zbiorów, które od razu po obejrzeniu filmu dogłębnie przesłuchałam. Pan Mark Mancina postawił na świetne covery przebojów The Beatles. Oto mój ulubiony utwór - nie dość, że to "Here comes the sun", to jeszcze śpiewa je Colbie Calliat ! Cholercia, czy mogło powstać coś bardziej pobudzającego do życia i wywołującego gigantyczny uśmiech?! No dobra, Nutella, ale Colbie Calliat nie tuczy :)
Eddy Murphy działa na mnie jak ukochana piosenka. Wystarczy, że zobaczę jej tytuł, a już się uśmiecham. Podobnie z tym Panem. Jego nazwisko w filmie i już wiem, że o kiepską grę aktorską nie muszę się bać. Aktor wciela się w rolę Evana, czyli tatuśka i zarówno jako lekko gburowaty pracuś, jak i podczas szaleństw z wyobraźnią poradził sobie świetnie. Zresztą, komu lepiej mogło by pójść rozmawianie z niewidzialnymi księżniczkami czy walka z nieistniejącym smokiem? Chyba nie muszę wymieniać filmów, w których spotykamy się z shrekowym Osiołkiem.
Jego uroczą córeczkę zagrała Yara Shahidi, którą możecie kojarzyć z mniejszej rólki u boku Angeliny Jolie w "Salt". Niestety, Yara nie ma solidnego stażu, a "Imagine that" był jej pierwszym filmem. Mimo to spisała się świetnie. Tutaj sprawdza się moja teoria, że dzieci to świetni aktorzy, bo któż inny mógłby patrzeć w ścianę i rozmawiać w wymyślonym przyjacielem tak realnie? Brawa dla małej Shahidi.

"Kolegą" z pracy Evana był niejaki Whitefeather (Białe pióro) - koleś przekonany o swoich Indiańskich pochodzeniach. Tym Panem zajął się niejaki Thomas Haden Church, którego kocham (!) za rolę Sandmana w trzeciej części "Spidermana". Oprócz tego pan Church wystąpił także w "Łatwej dziewczynie", obu częściach "George prosto z drzewa" czy "Recepcie na szczęście". Mimo, że nie był on specjalnie pozytywną postacią to da się go lubić. Specyficzny, praktykujący dziwne zwyczaje i fundujący swojemu małemu synkowi Red Bulla w środku nocy koleś. Jedna sztuka na następną imprezę, proszę.

"Imagine that" to naprawdę fajny film. Chociaż błędnie można go zakwalifikować do typowych filmów familijnych. Właściwie powinno to być puszczane na każdym spotkaniu zapracowanych rodziców. Niektórzy nie zdają sobie sprawy, że zapewnienie godziwego życia swojemu dziecku jest mniej ważne niż same przebywanie z nim. Wymyśleni przyjaciele nie zawsze świadczą o wybujałej wyobraźni. Czasem sygnalizują samotność. Kochani rodzice, takie kilka słów dla Was. Jeżeli 90% swojego czasu poświęcacie pracy, starajcie się pozostałe 10 ofiarować swojemu dziecko. Maluchy, które tęsknią za chwilą z mamą czy tatą nie wymagają od Was wiele. Przeczytanie książki przed spaniem czy wysłuchanie relacji ze szkoły znaczy więcej niż nowa zabawka. Oczywiście, do czasu aż Wasza pociecha zaczyna chodzić na imprezy, umawiać się z chłopcami/dziewczętami. Wtedy lepiej wieczorem do ich pokoju nie wchodzić :).
Oprócz tego całego poczucia dotarcia do rodziców, obudziła się we mnie chęć powrotu do czasu zabaw "na niby". Tutaj będzie sklep na niby, ty będziesz kupować te zabawki i na niby tutaj stoi kasa. A skąd pieniądze? No będą takie na niby! To były piękne czasy. Wystarczył pomysł, a resztę tworzyła nasza wyobraźnia. W jednej sekundzie mogliśmy postawić pałac, rozpocząć działalność gospodarczą czy nadać sobie tytuły szlacheckie. Jakie to dziwne, że wtedy nie mogliśmy doczekać się "dorosłości", a teraz oddalibyśmy wszystko za jeden dzień z okresu niewinności. Sprzeczności życiowe, sprzeczności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz